4 minuty
Podwyższone grządki
Po dwóch działkowych sezonach, mam już nieco narzędzi, nasion własnej produkcji oraz wiedzy. Zgromadziłam także sporo drewna z odzysku, pozbieranego po rodzinie, lub pozostałego z innych prac.
Od dawna po głowie chodziły mi podwyższone grządki, wiem, że ludzie mają na ich temat różne mroczne skojarzenia. Mi jednak nie przypominają one trumien, a nawet gdyby, to na moim osobistym cmentarzysku sprawdzają się one idealnie i póki co nie znalazłam minusów tego przedsięwzięcia.
Pierwsze w ruch poszły deski ze starej tarasowej balustrady. Sporo czasu spędziły w ogródku, zanim udało mi się zrobić z nich użytek. Jednak doczekały się one swojego drugiego życia. Jako, że były w dosyć mizernym stanie, wykorzystałam je na pierwszy rzut. Gdyby coś miało pójść nie tak, lepiej zmarnować próchno niż porządne palety 😛
W pierwszych, nowo powstałych skrzyniach zagościły truskawki i poziomki. Spód wyłożyłam agrowłókniną – tą słabą, ponieważ została mi z początków mojego „działkowania”, ale myślę, że posłuży jakiś czas, wykorzystałam resztki, które miałam w komórce. Chciałam w ten sposób ograniczyć przedostawanie się chwastów ze spodniej warstwy gleby, teraz już wiem, że jednak spód lepiej wyłożyć kartonem, aby zwabić dżdżownice, które są bardzo pożyteczne, a karton również zagłusza chwasty. Pierwsze grządki były na próbę i nie daje im dużo czasu, więc nie przejmuję się tym, że nie wykonałam ich super poprawnie. Z uwagi na stan materiału – pierwsze ulegną rozpadowi i wymianie.
W kolejnych – wyższych skrzyniach wysiałam marchew i pietruszkę korzeniową, aby miały miejsce na wzrost.
W międzyczasie zaznajomiłam się z tematem permakulturowej uprawy warzyw (o czym w przyszłości jeszcze napiszę, na razie w wolnych chwilach zaznajamiam się z tematem). Jakaż byłam głupia! Okazuje się, że wszystko robiłam nie tak!
Kolejne skrzynie (a właściwie wypełnienie) są już robione bardziej fachowo.
Do wszystkich moich grządek wykorzystałam ziemię z kompostu, który leżał i „dojrzewał” bardzo długo, przy okazji wyszło na jaw, iż mój kompostownik, który pamięta jeszcze czasy dawnego właściciela, potrzebuje naprawy… A właściwie, może okazać się, że konieczna będzie wymiana, ale i na to przyjdzie czas, o czym nie omieszkam Was poinformować. Drewna mam jeszcze dużo, mam na nie mnóstwo pomysłów, ale kompostownik z pewnością doczeka się renowacji.
Na spód moich skrzyń układam kolejno: karton, pocięte patyczki z drzew owocowych (mam ich sporo, ponieważ cały czas robię porządki), skoszoną trawę i ziemię z kompostu. Po wysianiu nasion przykrywam moje skrzynie białą agrotkaniną, aby miały spokój od wszechobecnych ptaków, które w jeden ranek potrafią ogołocić moje nowalijki. Swoją drogą… macie jakieś sprawdzone sposoby na żarłoczne ptaki? Takie, które im nie zaszkodzą, a ochronią młode warzywa i czereśnie? Jeśli tak, to dajcie mi znać w komentarzach. W zeszłym roku pocięłam worki na śmieci na paski i przywiązałam do drzewek, ale przyznam, że tylko częściowo zdało to egzamin, a mój strach mam wrażenie – bardziej śmieszy, niż płoszy wszędobylskie ptactwo.
Jeden sposób odkryłam sama, W ramach zero-waste świeżo posiane rzodkiewki przykryłam obciętymi gałązkami jeżyn. Jak nigdy zero ptaków!Skrzynię miałam gotową, z jakichś odpadów. Wujek wyrzucał, uratowałam przed rychłym spłonięciem w piecu, to sobie mam, nawet kilka. Z chęcią przygarnę więcej 🙂
Między skrzyniami położyłam, grubą agrowłókninę i przysypałam ją korą, zakupioną za grosze w tartaku.
Przewertowałam mnóstwo stron www, for oraz grup na Facebooku, działka jest w tej chwili naprawdę moim konikiem, sprawia mi wiele radości i satysfakcji. Okazuje się, że ściółkowanie jest bardzo dobrą opcją na zatrzymanie wody. Przetestowałam, faktycznie, gleba w moich podwyższonych grządkach wolniej ulega wysuszeniu, gdy przykrywam je skoszoną trawą. Ściółkowanie ma także tę zaletę, że ogranicza wzrost chwastów, co bardzo mnie cieszy, ponieważ niezmiernie nie lubię pielenia.
Na tym etapie zauważyłam już kilka zalet podwyższonych grządek.
Ziemia szybciej się nagrzewa, co przyśpiesza wzrost warzyw i niweluje skutki wczesnowiosennych przymrozków.
Pielenie jest ułatwione, ponieważ po prostu przysiadam na brzegu skrzyni, a nie skradam się jak lis na czworaka 😛 Plecy mniej bolą, a akurat mam z nimi problem, i zwyczajnie jest to przyjemniejsze.
W moim mniemaniu wyglądają bardzo estetycznie.