4 minuty
Płot z palet
Ja naprawdę wyobrażałam sobie to wszystko inaczej… Mieliśmy tylko ogarnąć trawnik, założyć foliowiec i zadbać o parę grządek z podstawowymi warzywkami. Miałam wypoczywać na leżaku, popijać kawę i czytać książkę. Hahaha! Naiwna 😀 Może jeszcze kiedyś ten moment nastąpi, w tej chwili ogród nie pozwala mi na wytchnienie, ale tak naprawdę to wszystko pochłonęło mnie tak bardzo, że wcale nie jestem zawiedziona.
Kolejną konstrukcją która zagości w ogrodzie jest płot, a właściwie płoty modułowe, które ochronią warzywa przed moimi „szkodnikami”. Właściwie ta ochrona działa w dwie strony, większość warzyw jest w skrzyniach i nie chciałabym, aby ktoś się tam potknął i uderzył.
Psinie w tym roku odbiło, depcze wszystko co popadnie, w ogóle się nie słucha, cieszę się, że to mały kundelek, a nie jakiś ciężki bernardyn, bo dopiero byłby pogrom. Natomiast moja córka, kiedy przestała być niemowlakiem, stała się jeszcze bardziej ruchliwa, choć nie wyobrażałam sobie, że ktokolwiek na świecie może ruszać się jeszcze szybciej :O ;D
Było wiele pomysłów, jestem fanką sielskich płotków z patyczków, na to materiał zawsze się znajdzie, szczególnie, kiedy nastaje pora przycinania drzewek i krzewów, po przemyśleniu tematów postawiłam jednak na coś mocniejszego.
Płot powstał z używanych palet, niektóre były nawet dość porządne, a najlepsze jest to, że nie kosztował mnie ani grosza! A przepraszam, kupiłam łom z łapką do gwoździ za całe 13 zł na Allegro. Przyda mi się jeszcze nie raz.
W moim odczuciu, całe przedsięwzięcie nie było ani niczym trudnym, ani jakoś szczególnie pracochłonnym, za to rozciągniętym dość w czasie, ponieważ na takie prace mam maksymalnie dwie godziny dziennie i też nie dzień w dzień.
Każdy moduł składa się z czterech elementów i jest bardzo prosty do wykonania w kilku krokach:
KROK 1
Mąż w ramach ogródkowej pomocy rozmontował mi palety na części. Gdyby nie to, męczyłabym się z tym chyba do końca roku, a tak miałam ułatwione zadanie.
KROK 2
Pozostało pociąć deski na konkretny wymiar, nogi ucięłam pod skosem, aby łatwiej wchodziły w ziemię.
KROK 3
Mam dostęp do wkrętów z odzysku, więc takich użyłam. Po dwa, trzy na łączeniu – nie ma co żałować.
KROK 4
W piwnicy odkopałam stary, przeterminowany impregnat, który pozostał jeszcze z wymiany belek pod dachem. Nadał się idealnie do malowania, mimo, że nie byłam do końca przekonana do tego koloru. Teraz jednak uważam, że nadał charakteru mojemu ogródkowi.
KROK 5
Pozostało odczekać, aż impregnat wyschnie i wbić płoty w ziemię dużym młotem.
Nie obyło się bez problemów. Okazuje się, że AKURAT W TYM MIEJSCU na głębokości około 30 cm. Wkopane są cegły… Do tego pionowo… Co pół metra… Działka i dom są poniemieckie, więc w ziemi znajdują się różne niespodzianki. No trudno – po paru niecenzuralnych słowach skierowanych w stronę gleby – pokornie wykopuję, dzięki czemu uzyskuję kilka cegieł – na pewno się przydadzą.
Ponieważ nie dorobiłam się jeszcze porządnej piły na akumulator (nie mam prądu w ogrodzie), wszystko cięłam piłą ręczną. Może nie jest to najprzyjemniejsze zajęcie, ale przy cienkich deskach nie było to utrudnieniem.
Wielką zaletą tej mojej „konstrukcji” jest to, że płotki mogę dowolnie przestawić w razie zmiany koncepcji zagospodarowania terenu, ponieważ są one wbijane. W ogrodzie ciągle coś zmieniam, coś nowego powstaje, z czegoś nie do końca jestem zadowolona, więc mobilność mojego ogrodzenia jest bardzo ważna. Wszystko trzyma się dobrze, planuję jeszcze zrobić bramki, ale na tę chwilę już widzę, że moje małe „szkodniki” częściowo straciły chęć zapuszczania się w te rejony, a i ja mam chwilę wytchnienia.