4 minuty

Karpacz – magiczne miasto u podnóża Śnieżki

Góry pokochałam od pierwszego wejrzenia, stosunkowo niedawno, bo 3 lata temu, kiedy to za sprawą spontanicznej decyzji znalazłam się w Beskidach, spełniając tym samym swoje wielkie marzenie…

Wyjazd w Karkonosze był moją drugą wizytą w górach, ale również pierwszym „zderzeniem”z górami skalistymi.

Po krótkich przemyśleniach zdecydowaliśmy, że zatrzymamy się w Karpaczu z uwagi na mnogość atrakcji wokół niego i stosunkowo niedalekie od naszego miejsca zamieszkania położenie. Jako, że pierwszy raz byłam w górach wiosną, na drugi raz wybraliśmy z mężem jesień. Mimo zbliżającego się Święta zmarłych, nie utknęliśmy w korkach (może dlatego, że wyruszyliśmy w nocy), ale też okazało się, że na miejscu nie ma zbyt wielu turystów, nie uświadczyliśmy kolejek na miejscu.

Z jednej strony podróż w nocy była ok, bo na drogach nie było ruchu, a z drugiej – no cóż, oboje nie spaliśmy, trochę z wrażenia, ale też dlatego, że jedno musiało zagadywać drugie. Trafiliśmy też na budowę obwodnicy, która ciągnęła się kilometrami, więc nawigacja nieco nas zawiodła, pogubiliśmy się w trasie, ale dzięki temu nad ranem oglądaliśmy malownicze wioski i polne drogi 😛

Do miasta dojechaliśmy nad ranem, z daleka witał nas zapierający dech w piersi widok gór. Mimo zmęczenia, ożywiliśmy się zdumieni ich ogromem.

Miła pani w pensjonacie pozwoliła nam rozpocząć dobę hotelową dużo wcześniej i z samego rana, wyrwana z łóżka powitała nas szerokim uśmiechem – był to przemiły akcent początku naszego pobytu. Poranek i wczesne popołudnie przespaliśmy, a w porze obiadowej mieliśmy już chęć na spacer po okolicy.

Karpacz położony u podnóża Śnieżki, jest miasteczkiem niezmiernie urokliwym, główny deptak cieszy oko folklorem ulicznych straganików, gdzie skosztować można oscypka, zaopatrzyć się w pamiątki, bądź po prostu spędzić miło czas i nabrać sił przed dalszą wędrówką. Mimo popularności tego miejsca, panuje tu jakaś sielska i kameralna atmosfera. Plątanina uliczek skrywa urocze domki, wpasowujące się w klimat otoczenia i zbiega w dół ramię w ramię z szumiącą Łomnicą. Spacerując wieczorem po tym magicznym miasteczku, zdaje się poczuć prawdziwego Ducha Gór.

Nazajutrz pierwszym naszym celem, co pewnie nikogo nie zdziwi, było zdobycie Śnieżki, a po drodze oczywiście spędzenie odrobiny czasu w Świątyni Wang. W planach na kolejne dni było również odwiedzenie Skalnego Miasta w Czechach, Wodospadu Kamieńczyka, a zwieńczeniem podróży miał być nocleg w Zamku Książ w Wałbrzychu.

Jedną z wielu atrakcji turystycznych jest tutaj anomalia grawitacyjna, występująca na ulicy Strażackiej. Według przeprowadzonych badań grawitacja jest tu rzeczywiście mniejsza o 4% i sprawdziliśmy – samochód rzeczywiście toczył się pod górę.

Kolejnym miejscem, które warto zobaczyć jest Dziki Wodospad – jest to pierwszy prawdziwy wodospad, który widziałam w życiu (ale nie ostatni podczas tego wyjazdu), nadal gdy wracam pamięcią do tej chwili jestem nim oczarowana. Nie myślałam, że po kamieniach można podejść aż pod samą ścianę wody (co odważniejsi zażywali nawet prysznica 😛 ), lub przejść na drugą stronę rzeki. Nurt nie wygląda tu na zbyt silny, ale zachowujemy ostrożność stąpając po mokrych głazach.

Nie koniec nowości, bo wracając do domu zahaczyliśmy jeszcze o sławetny pomnik Jezusa w Świebodzinie. Czy tylko mnie dziwi widok z góry na market? 😉

Spędziliśmy tutaj tydzień i zgodnie twierdzimy, że to za mało, aby obejrzeć wszystko, myślę, że i miesiąc nie starczyłby, aby zwiedzić wszelkie ciekawe miejsca. Ten stan rzeczy ma oczywiście największy plus – na pewno jeszcze tu wrócimy.

Instagram Eteryczna